Dorosłe dziecko w domu

 Życie każdego z nas ma swój naturalny rytm i charakteryzuje się cyklem następujących po sobie etapów. Pierwszym z nich jest dzieciństwo, które spędzamy w domu wychowujących nas i opiekujących się nami rodziców. Następnie dorastamy i zaczynamy pragnąć samodzielności oraz niezależności, co skutkuje wyprowadzeniem się „na swoje” i ułożeniem sobie życia wedle własnych potrzeb i preferencji. A co się dzieje, jeśli lata mijają, a ta faza wciąż nie następuje? Dlaczego coraz więcej dorosłych dzieci nie chce wyprowadzić się z domu rodzinnego?

 

To naturalne, że cykl życia oraz obyczaje ulegają przemianom. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu osiągnięcie pełnoletniości automatycznie wiązało się z podjęciem pracy zarobkowej i założeniem własnej rodziny. Dzisiaj proces wchodzenia w dorosłość nieco się wydłużył, a także stał się bardziej płynny. Po ukończeniu szkoły średniej większość osób wybiera się na studia wyższe, a tym samym opóźnia moment osiągnięcia pełnej samodzielności. Rodzice chętnie wspierają swoje dorastające dzieci, chcąc zapewnić im jak najlepszy start w przyszłość. Tego rodzaju zmiany wymuszane są m.in. przez rynek pracy: wykształcenie średnie już od dawna nie stanowi gwarancji znalezienia stabilnego, satysfakcjonującego zatrudnienia. Potencjalni pracownicy muszą wykazać się wieloma praktycznymi umiejętnościami, a przy tym powinni legitymować się dyplomem prestiżowej uczelni. Wiele firm wymaga także ukończenia dodatkowych kursów oraz bezpłatnych staży.

 

W pewnym sensie te zmiany mogą mieć pozytywny wpływ na funkcjonowanie młodych ludzi. 18-19 lat to rzeczywiście zbyt młody wiek na podejmowanie ostatecznych, rzutujących na całe życie decyzji. W dzisiejszych czasach mamy możliwość poznania własnych potrzeb i pragnień oraz odważnego sięgania po to, o czym marzymy. Możemy sami kształtować swoją ścieżkę kariery, wybrać styl życia, jaki nam odpowiada, nie musimy na siłę szukać kandydata na małżonka oraz mieć potomstwa, jeśli nie odczuwamy takiej potrzeby. Można powiedzieć, że eliminując tego rodzaju automatyzmy i odrzucając uwierające nas normy, zwiększamy swoje szanse na szczęśliwe, harmonijne życie. Niestety, ten stan rzeczy ma również drugą, negatywną stronę: sprawia, że niektórzy młodzi ludzie w nieskończoność odkładają swoje wejście w dorosłość. Nie mają ochoty na usamodzielnienie się, jeśli istnieje społeczne przyzwolenie na pozostanie w domu rodzinnym i życie „na garnuszku” rodziców.

 

Zjawisko to stało się tak powszechne, że doczekało się własnej nazwy – określane jest mianem „syndromu zagraconego gniazda”, a samych dorosłych mieszkających z rodzicami nazywa się „gniazdownikami”. Oczywiście, należy odróżnić osoby, które celowo przedłużają ten stan, od młodych absolwentów, którzy doświadczają poważnych trudności ze znalezieniem pracy. Tych drugich łatwo rozpoznamy po tym, że taka sytuacja nie jest dla nich komfortowa i mają silną motywację do tego, by jak najszybciej ją zmienić. „Gniazdownik” zaś czuje się w domu rodzinnym fantastycznie i nie ma najmniejszej ochoty się z niego wyprowadzić. W pewnym sensie zachowuje się jak przerośnięte dziecko: nie chce dokładać się do opłat, sprząta jedynie w swoim pokoju, swoje brudne ubrania wrzuca do wspólnego kosza i oczekuje, że rodzice je wypiorą, a także podadzą mu pod nos gotowe posiłki. Wolny czas poświęca na własne przyjemności – surfowanie w internecie, rozwijanie zainteresowań, spotkania ze znajomymi i imprezy. Jest lekkoduchem, który, podobnie jak Piotruś Pan, nie ma najmniejszej ochoty na dorastanie.

 

Choć tego rodzaju zachowanie pozostawia wiele do życzenia, warto zaznaczyć, że wina za taki stan rzeczy nie leży wyłącznie po stronie dorosłych dzieci. Bardzo często ich postępowanie stanowi naturalną konsekwencję nadopiekuńczości rodziców. Niektórzy młodzi ludzie wychodzą z założenia: „Po co mam iść na swoje, skoro tutaj mam wszystko bez wysiłku?”. Dzieci często nie są uczone samodzielności: we wszystkim są wyręczane przez rodziców, nie mają własnych, domowych obowiązków i nawet nie są uczone ich wykonywania. W takiej sytuacji opuszczenie domu rodzinnego wydaje się być naprawdę przerażające. Zdarza się również, że sami rodzice nie chcą dopuścić do „wyfrunięcia potomstwa z gniazda”. Wysuwają argumenty emocjonalne: „Co ja bez ciebie zrobię?” lub praktyczne: „Po co masz płacić za wynajem i napełniać kieszenie komuś obcemu?”.

 

Niestety, zaoszczędzone w ten sposób pieniądze zwykle nie są odkładane na kupno własnego mieszkania, ale traktuje się je jak kieszonkowe i wydaje na własne przyjemności. W ten sposób mieszkanie z rodzicami jedynie się wydłuża. Czasami pojawia się przełom, który w naturalny sposób wymusza wejście w nowy etap życia: może to być np. poważny związek lub propozycja atrakcyjnej pracy w innym mieście. W innym wypadku potrzebna jest zachęta ze strony rodziców. Z pewnością nie należy wyręczać dorosłego dziecka we wszystkich obowiązkach i pozwalać na to, by nie dokładało się do domowych wydatków. Warto od najmłodszych lat wzmacniać pewność siebie i wiarę we własne możliwości pociech. W ten sposób istnieje szansa, że w nieco starszym wieku nie będzie czuło się bezradne i niesamodzielne.