Najrówniejsi – czy partnerstwo jest możliwe?

   Starsze pokolenia budowały swoje związki na ściśle określonych zasadach, a podział władzy i obowiązków był z góry określony i nie było dyskusji na temat tego, kto jest „głową rodziny”. Dzisiaj staramy się tworzyć swoje małżeństwa w oparciu o równość i przyjaźń. Ale czy partnerstwo w romantycznej relacji jest w ogóle możliwe?

 

  Termin „relacje partnerskie” zazwyczaj odnoszony jest do takich kwestii jak: obowiązki domowe, opieka nad dziećmi i zarządzanie finansami. Nie należy się temu dziwić: niegdyś układ zależności w małżeństwach opierał się na założeniu, że mężczyzna jest „panem domu”, a kobieta pełni podrzędną rolę gospodyni domowej. Drogę do równowagi należy więc rozpocząć od wyzbycia się tego typu stereotypowych i krzywdzących przekonań. Poza tymi codziennymi sprawami jest jednak jeszcze wiele innych, którym należałoby się przyjrzeć, np.:

 

  – seks: przyjęło się, że mężczyzna jest zdobywcą, a kobietę często „boli głowa”. Tymczasem każdy ma prawo do gorszego dnia i braku ochoty na łóżkowe igraszki. Mąż także bywa zmęczony, zestresowany lub może po prostu nie być w nastroju. Partnerstwo zakłada wzajemny szacunek i dobrą komunikację, zamiast przyjmowania sztucznych, z góry narzuconych ról.

  – emocje: jeśli jedna osoba pełni dominującą rolę w związku, dźwiga na swoich barkach ciężar wspierania całej rodziny. Nie ma więc mowy o tym, by okazywała słabość czy poddawała się emocjom. Gdy zaś postawimy na model partnerski, obie osoby mogą liczyć na pomoc i wsparcie. Do lamusa odchodzą takie stereotypy jak: „mężczyźni nie płaczą” czy „kobietą trzeba się zaopiekować”. Jesteśmy dla siebie, gdy tego potrzebujemy i nie ukrywamy przed sobą swoich przemyśleń oraz uczuć.

  – prywatność i niezależność: nie chodzi oczywiście o to, by każdy z partnerów miał swoje, odrębne życie. Powinniśmy jednak mieć takie jego sfery, które dotyczą wyłącznie nas. Jeśli jedno z nas ma ochotę na spotkanie z przyjaciółmi, a drugie woli odpocząć w domu, nie walczmy ze sobą o to, kto postawi na swoim. Okażmy sobie nawzajem szacunek i spędźmy ten jeden wieczór osobno – każde z nas tak, jak lubi i tego potrzebuje.

  – zaufanie: wiele osób ma przekonanie, że tylko one są w stanie prawidłowo wykonać różne czynności. Nie jest więc rzadkim widokiem żona stojąca nad mężem i pilnująca, czy prawidłowo wkłada naczynia do zmywarki lub obklejająca mieszkanie instrukcjami opieki nad dzieckiem, gdy wyjeżdża na kilka dni. W takim układzie druga strona automatycznie zaczyna czuć się bezradna i niekompetentna. To błąd! Powinniśmy sobie nawzajem pomagać i doradzać (zwłaszcza na wyraźną prośbę), ale partnerstwo wymaga zaufania, że nasz małżonek nadaje się do określonych czynności równie dobrze jak my.

 

  Są mężczyźni, którzy niechętnie odnoszą się do partnerskich relacji. Z domu rodzinnego wynieśli przekonanie, że to oni powinni grać pierwsze skrzypce, a równość odbierają jako zamach na swoje przywileje. Muszą jednak odpowiedzieć sobie na pytania: po co mi ten związek? Czy rzeczywiście kocham swoją partnerkę i chcę, by była szczęśliwa? Czy szanuję ją i uważam, że należy jej się wszystko to, co najlepsze? A może podświadomie sądzę, że zasługuje na mniej niż ja?

 

    Warto również zdać sobie sprawę, że na partnerstwie zyskują nie tylko tłamszone do tej pory kobiety, ale również dotychczasowi „samce alfa”. Większe zaangażowanie w opiekę nad dziećmi skutkuje zdecydowanie bliższą i głębszą więzią między nimi a ich ojcem. Podział obowiązków domowych daje zaś mężczyznom większą niezależność i obce im do tej pory kompetencje. W przypadku wyjazdu lub choroby żony są w stanie bez problemu zająć się sobą i zyskują sprawczość, w przeciwieństwie do sytuacji, gdy małżonka miałaby zostawiać im szczegółowe instrukcje i zapasy w lodówce (taka relacja przypomina raczej kontakty między matką i synem, a nie między dwojgiem dorosłych ludzi). Odejście od stereotypów zdejmuje również z ich barków obowiązek bycia „supermanem”, niemającym prawa do emocji i słabości. Mając przy sobie pełną zrozumienia i szacunku kobietę, panowie mogą czuć się bezpiecznie i bez wstydu dzielić się tym, co ich martwi czy smuci. „Wygadanie się” wyraźnie obniża nasz poziom stresu i zmniejsza prawdopodobieństwo problemów somatycznych takich jak wrzody żołądka czy podwyższone ciśnienie.

 

   A co z sytuacją, gdy mąż (lub żona) rzeczywiście pracuje więcej i ciężej? Cóż, dobrze rozumiane partnerstwo i równość nie oznaczają, że wszystkiego jest zawsze „tyle samo”. Nie chodzi o to, by wykonywać dokładnie połowę obowiązków domowych, a raczej o to, by dzielić się nimi sprawiedliwie i tak, by żadna z osób nie czuła się nimi nadmiernie obciążona. Należy wziąć pod uwagę wiele czynników: czas spędzany w pracy, inne zobowiązania, osobiste preferencje (być może jedno z was bardzo nie lubi zmywać, a drugie odkurzać?), zdolności itd. Należy sobie nawzajem pomagać, podchodzić do siebie z szacunkiem i życzliwością.

 

   Jeśli mamy wspólne życie, mieszkanie i łóżko, nie może być też mowy o nierównym dostępie do (wspólnych z założenia) pieniędzy. Oczywiście, małżonkowie mogą mieć dwa osobne konta, jeśli oboje sobie tego życzą. Niedopuszczalna i poniżająca jest zaś sytuacja, w której jedno z partnerów wydziela drugiemu określone sumy „na życie”. W ten sposób jedna z osób staje się zależna od drugiej, co prowadzi do frustracji i narastających konfliktów.