Jak mądrze i skutecznie wspierać innych w potrzebie?

Pomaganie innym to ludzki odruch – coś, co związane jest z naszą specyficzną cechą, czyli empatią. Żadna wrażliwa osoba nie jest w stanie przejść obojętnie obok cudzej krzywdy. Czy to oznacza, że zawsze mamy obowiązek nieść pomoc, nawet jeśli przynosi to wyłącznie skutek doraźny? A może warto zastanowić się, jak wspierać w mądry sposób, by konsekwencje naszych starań były widoczne dłużej?

 

Empatia to coś, co odróżnia nas od zwierząt. Oczywiście, różnimy się pomiędzy sobą w zakresie umiejętności współodczuwania z innymi, jednak chyba w każdym z nas widok krzywdy drugiego człowieka wywołuje zrozumiały dyskomfort połączony z chęcią działania. Badacze spierają się między sobą co do tego, czy coś takiego jak altruizm w ogóle istnieje, czy może pomoc nigdy nie bywa zupełnie bezinteresowna. Nie można bagatelizować wpływu pozytywnych uczuć, jakie pojawiają się tuż po jej udzieleniu: dzięki takiemu zachowaniu czujemy się lepsi, potrzebni, wzrasta nasza samoocena, a także poprawia się nasz publiczny wizerunek (o ile pomoc nie była całkowicie anonimowa). Jednak niezależnie od tego, jakie jest nasze zdanie na temat altruizmu, nie ulega wątpliwości, że udzielone przez nas wsparcie czasami może okazać się „niedźwiedzią przysługą”. Wówczas my poczujemy się ze sobą lepiej i być może osoba, której pomogliśmy, również doświadczy krótkotrwałych korzyści, jednak w ogólnym rozrachunku bilans z jej punktu widzenia będzie ujemny.

 

Oczywiście, nie oznacza to, że kiedy ktoś potrzebuje naszej pomocnej dłoni, powinniśmy odwrócić wzrok – zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z bliskim człowiekiem, który nam ufa. Należy być czujnym szczególnie wtedy, gdy widzimy, że dana osoba nie radzi sobie psychicznie z jakimiś sprawami (zarówno tymi, które sami uznalibyśmy za realne problemy, jak i tymi, które mają źródło w działaniu jej psychiki). Najpierw upewnijmy się, że nic jej nie grozi i pomóżmy jej stanąć na nogi. To może być fizyczne wsparcie takie jak przyrządzanie jedzenia, pomoc w wywiązywaniu się z codziennych obowiązków, zapewnienie dachu nad głową oraz zaspokojenia innych ważnych potrzeb. Następnie należy nakłonić bliską nam osobę do tego, by udała się na terapię (jeśli będzie trzeba, dopełnijmy za nią wszelkich formalności i pójdźmy tam razem z nią). W tym wypadku bardzo dobrze sprawdza się zasada: „daj wędkę, a nie rybę”. Oczywiście, ta symboliczna „ryba” również jest potrzebna, jednak na pewno nie załatwi problemu w pełni. Oznacza to, że możemy na bieżąco zatroszczyć się o bezpieczeństwo i komfort człowieka, któremu pomagamy, jednak najważniejsza jest pomoc specjalisty od zdrowia psychicznego. To on da mu „wędkę”, czyli narzędzia niezbędne do tego, by w przyszłości radzić sobie samodzielnie. Pomoże zmienić niekonstruktywne schematy myślowe, nauczy dawać sobie radę z negatywnymi emocjami i przyszłymi trudnościami. Nie ma co liczyć na to, że osoba z problemami psychologicznymi sama się z nimi upora. Do tego potrzeba pomocy psychologa, a czasem nawet psychiatry – zwłaszcza wtedy, gdy specjalista orzeknie, że pacjent potrzebuje farmakoterapii. Korzystanie z takich porad to żaden wstyd ani dowód słabości – jeśli mamy grypę, próchnicę lub złamiemy nogę, raczej nie krępujemy się wizyty u lekarza, prawda? Tutaj sytuacja jest analogiczna, ale przyczyna trudności leży w mózgu oraz wydzielaniu neuroprzekaźników.

 

Nieco inna sytuacja ma miejsce, gdy dana osoba potrzebuje bardziej „namacalnej” pomocy, np. finansowej. Oczywiście, jeśli sama nie jest zdolna do zarabiania pieniędzy i dbania o siebie lub w grę wchodzi presja czasu, najrozsądniejszym pomysłem jest danie „ryby”, czyli doraźne wsparcie. Jednak dobroczynność na dłuższą metę może przynieść więcej szkody niż pożytku. W psychologii znane jest pojęcie tzw. wyuczonej bezradności, czyli sytuacji, w której dana jednostka zaczyna wierzyć, że nie ma żadnego wpływu na swoją rzeczywistość i zaprzestaje jakichkolwiek działań w kierunku jej zmiany. Może dotyczyć np. długotrwale bezrobotnych, którzy są przekonani, że na rynku po prostu nie ma pracy dla osób z ich kompetencjami lub zatrudnienie można znaleźć wyłącznie po znajomości. Podobny mechanizm dotyczy m.in. maltretowanych żon lub bezdomnych. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że takie osoby niejednokrotnie w pewnym sensie otrzymują wzmocnienia, czyli „nagrody” związane ze swoją trudną sytuacją. Wiele osób deklaruje, że nawet nie zamierzają szukać zatrudnienia, skoro bez żadnego wysiłku mogą otrzymać zasiłek lub inne świadczenia. W ten sposób utrwala się w nich przekonanie, że praca jest zwyczajnie nieopłacalna. Przez to staja się coraz bardziej bezradne, niesamodzielne i nie biorą własnego losu w swoje ręce. Znacznie lepsze efekty długofalowe przyniesie więc ofiarowanie im „wędki”: umożliwienie im dalszej edukacji, udostępnienie kursów doszkalających lub prostych prac, dzięki którym mogą w uczciwy sposób zarobić własne pieniądze. W ten sposób otrzymują nie tylko środki do życia, ale również zaczynają wierzyć we własną sprawczość, podwyższają swoje poczucie własnej wartości oraz stają się silniejsze.