Być mamą „idealną” – jak nie dać się zwariować?

Czym jest nadopiekuńczość?

Bycie rodzicem jest niewątpliwie trudnym wyzwaniem, zwłaszcza że poza byciem mamą czy tatą często musimy też być pracownikiem, przyjacielem – gramy nie jedną rolę i zdarza się, że nie na wszystko mamy czas. Zanim załamiemy się i powiemy sobie, że jesteśmy okropnymi matkami, bo nie mamy czasu na wyszywanie córkom własnoręcznie ubranek czy zabawek lub piec ciastek z lukrowymi ozdobami, zastanówmy się, co jest ważne dla naszego dziecka i czego ono potrzebuje.

Mama na 6+

Istnieją mamy, które świetnie radzą sobie z godzeniem obowiązków lub zamiast spełniać się zawodowo, wolą być gospodyniami domowymi. Może się zdawać, że niektóre panie muszą mieć jakieś dodatkowe pokłady energii. Jedna udziela się w radzie rodzicielskiej, inna zawsze przynosi dwie blachy ciasta na szkolne spotkania, a jeszcze kolejna pomaga ubrać wszystkich uczniów występujących w szkolnym przedstawieniu. Skąd one mają na to siłę i czas?

I zaczynamy wtedy myśleć, że coś tu musi być nie tak. Jak one to robią? W końcu ja przychodzę po pracy tak zmęczona, że jedyne, na co mam ochotę, to ciepła herbata i książka, a one siadają do maszyny do szycia! Czy świat zwariował?

Przeczytaj raport z 2021 „Matka Polka. Obraz współczesnego macierzyństwa według kobiet.” stworzony przez Mediahub & Pollster

Bądź sobą na wszystkich płaszczyznach życia

Mamy, które nie angażują się aż tak w życie szkolne czy dodatkowe zajęcia swoich dzieci, mogą raz na jakiś czas odczuwać poczucie winy. Pytanie, skąd się to bierze? W końcu nie wszyscy muszą być w równym stopniu zainteresowani np. teatrzykiem szkolnym czy też debatowaniem na temat stanu edukacji i wycieczek szkolnych.

To, że chcemy się angażować, może wynikać z wielu powodów – możliwe, że nasze dziecko sprawia nam kłopoty wychowawcze i chcemy trzymać ręką na pulsie. Są też osoby, które po prostu uwielbiają spędzać czas, robiąc coś i spotykając się z ludźmi. Jedni bardziej lubią bezinteresownie pomagać, inni nie muszą mieć na to wcale ochoty. Kolejne pytanie brzmi: czego my chcemy? W tym, że zamiast piec babeczki, wolimy rozwijać się zawodowo, nie ma nic złego. Możemy też, zamiast prowadzić charytatywnie dziecięcy chór przykościelny, uwielbiać chodzenie na weekendowy fitness. To jest normalne i nie oznacza, że zaniedbujemy nasze dziecko.

„Zła” matka?

Oceniać jest łatwo. Zaskakująco bezrefleksyjnie zresztą wypowiadamy niektóre opinie, nie zastanawiając się, co one oznaczają. Mówienie, że dana kobieta jest złą matką, bo nie chodzi na wszystkie wywiadówki lub nie przygotowała żadnej ozdoby na szkolny apel… Skwitować takie stwierdzenia można co najwyżej bezradnym wzruszeniem ramion, bo przecież trzeba przyznać, że zarzuty te są dosyć niepoważne i nie świadczą o miłości do dziecka ani o jego szczęściu. A komentarze tego typu wygłaszane teatralnym szeptem usłyszeć można całkiem często.

Niektórzy – mamy, ojcowie, dziadkowie, ciocie, nauczycielki (bo każdy może taką opinię wygłosić) uważają, że macierzyństwo jest najważniejszym zadaniem w życiu kobiety. Zresztą na niektórych forach dla mam można czytać, że mama to „praca na pełny etat”, za którą powinno się otrzymywać wynagrodzenie. Niektóre kobiety poczuły się wzmocnione dzięki polityce prorodzinnej. Dzisiaj tak naprawdę kobieta sama może wybrać swoją drogę. Te, których celem jest wychowywanie dziecka, może to robić i nikt nie powinien nakazywać im pracować, a te, które chcą pracować, powinny mieć prawo spełniania swoich marzeń związanych z karierą.

Pewni ludzie zawsze będą oceniać i nawet jeżeli dasz z siebie wszystko, znajdą wadę, którą można wytknąć. Życie pod cudze dyktando nie przyniesie nam szczęścia. Kiedy brak czasu wpędzi nas w poczucie winy, trzeba zastanowić się, czy rzeczywiście daję swojemu dziecku za mało? Większość rodziców jest zapracowana. Większość nie ma czasu, na ciągłe pojawianie się w szkole.

Pamiętać też należy, że możemy być zaangażowani w życie naszego dziecka, nawet jeżeli nie uszyjemy strojów dla dwudziestki dzieci z klasy naszego syna lub córki na każde z wystąpień w danych roku szkolnym.

Nadopiekuńczość nie jest dobra

Nadmierna troska? Niekoniecznie troska. Nadopiekuńczość polega na tym, że przestajemy zauważać w dziecku drugą osobę, która musi nauczyć się podejmować własne decyzje, osobę, która powinna mieć własną przestrzeń osobistą na realizowanie się i rozwijanie. Czasami bardzo chcemy pomóc dziecku, ale w praktyce nie zauważamy lub nie liczymy się z jego potrzebami.

Ciężko będzie znaleźć dziecko, które cieszy się z nadopiekuńczości. W pewnym wieku młodzi ludzie potrzebują samotności i chcą robić rzeczy sami, bez ciągłego nadzoru i instrukcji. Pod okiem czujnego rodzica dziecko zachowuje się inaczej niż wtedy, kiedy zostaje samo.

Jestem dobrym rodzicem, bo…

…kocham swoje dziecko. Oczywiste jest to, że różni ludzie wyznają różne wartości i co innego jest w ich oczami zaletą, a co innego wadą. Rodzic nie powinien wpadać w skrajności, bo dawanie nieograniczonej wolności może być równie szkodliwe, jak całkowite odbieranie dziecku możliwości dokonywania własnych wyborów.

Dzieci komunikują nam swoje potrzeby. Powinniśmy ich słuchać – wysłuchać dziecko nie znaczy zgadzać się z nim lub zgadzać się na wszystko. Zaproszenie do rozmowy pozwoli mu jednak uczyć się (i nam także!). Dzięki temu poczuje się docenione, zrozumiane i bezpieczne.