Czerwononosy klaun przytula strach

Zanim Tania (10 l.) zaczęła mówić o swoich lękach minęło sporo czasu. Najpierw musiała bezpiecznie poczuć się w gabinecie  – uznać terapeutkę za swoją, ale też przekonać się, że rodzice nie będą jej krytykować, że akceptują jej słabości. Bo chociaż Tanię dręczyły najrozmaitsze lęki, to najbardziej się bała odrzucenia przez rodziców. Była to ostatnia rzecz, która przyszłaby do głowy państwu M.


Kochali swoja jedynaczkę. A krytykowali ją tylko dla większej mobilizacji. Dziwili się jej emocjom, no bo „nie ma się czego bać” i „czym takie dziecko może się smucić”. Nie mieli zwyczaju dzielić włosa na czworo. Ich ekspresja emocji sprowadzała się do dwóch określeń: dobrze i źle. Przez kilka miesięcy rodzina M. uczyła się komunikować swoje odczucia. Trochę rozmawialiśmy, ale dużo też było zabawy. Na początku łatwiej przeżywać coś na niby, osłonić się pacynką albo przebraniem. W naszej pracy szczegónie przydatne okazały się nosy klaunów. Czerwony nos wszystko bierze w cudzysłów, pozwala na pokazanie tego co zabawne ale też wzruszjące i delikatne.  Tani -klaun wyraziła swój strach, pośmiała się z niego, a w końcu przytuliła. I było jak w wierszyku Małgorzaty Strzałkowskiej…

 



Przytul stracha

 

Strach ma strasznie wielkie oczy,
strasznym wzrokiem wokół toczy….
Lecz gdy go za uszkiem głaszczę,
w śmieszny pyszczek zmienia paszczę.

Coś dziwnego z nim się dzieje,

łagodnieje i maleje,

mruży swoje kocie oczy
i w ogóle jest uroczy!


Z takim strachem można się zaprzyjaźnić. A gdyby nawet „strasznym wzrokiem toczył”, to są przecież rodzice, którzy już wcale się nie boją lęku swojej córeczki.